Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nocne krzyki w celi

Marek Świercz
Poszkodowani Andrzej Hamerski i Józef Jelonek. Hamerski pokazuje wyniki obdukcji lekarskiej
Poszkodowani Andrzej Hamerski i Józef Jelonek. Hamerski pokazuje wyniki obdukcji lekarskiej
Czy funkcjonariusze służby więziennej z ZK w Herbach wykorzystali okazję, by dać nauczkę uciążliwemu osadzonemu? A może to osadzony korzysta z okazji, by wziąć odwet na strażnikach? Ten dylemat będzie musiał ...

Czy funkcjonariusze służby więziennej z ZK w Herbach wykorzystali okazję, by dać nauczkę uciążliwemu osadzonemu? A może to osadzony korzysta z okazji, by wziąć odwet na strażnikach? Ten dylemat będzie musiał rozstrzygnąć Sąd Rejonowy w Lublińcu, przed którym toczy się proces dwóch strażników oskarżonych przez lubliniecką prokuraturę o to, że w Wielkanoc 2005 r. pobili dwóch osadzonych. Na ostatniej rozprawie sąd przesłuchał pierwszych świadków.

Najważniejszą kwestią będzie tu ocena wiarygodności stron. Przebieg rozprawy pokazał już, że będą próbowały się nawzajem zdyskredytować. Pracownicy ZK w Herbach zgodnie twierdzili, że osadzony Andrzej Hamerski, jeden z poszkodowanych, to osoba "konfliktowa, niekulturalna i roszczeniowa". Dowodem na to ma być fakt rzekomego symulowania różnych dolegliwości. Zeznający wychowawca stwierdził, że był przeciwny wysłaniu Hamerskiego do szpitala, bo uważał, że ten cały czas symuluje. Ale i poszkodowani nie są świadkom dłużni i też próbują podważyć ich wiarygodność. - Ten pan kłamie - stwierdził głośno Józef Jelonek, drugi z pobitych, gdy wychowawca zeznał, że nie mówili mu o pobiciu przez służbę więzienną. Co więcej, przepytując osadzonego występującego w roli świadka, Jelonek zapytał wprost, czy wie coś o innych przypadkach bicia więźniów przez strażników z ZK w Herbach.

Zeznający osadzony zaprzeczył, ale jego pozostałe wypowiedzi potwierdzają wersję Hamerskiego i Jelonka. Opowiedział, że w nocy z 26 na 27 marca 2005 roku usłyszał odgłos otwieranej celi, potem tupot nóg kilku osób, a w końcu odgłosy kopania i krzyki dobiegające z sąsiedniej celi. Te zeznania podważają wersję oskarżonych strażników, którzy twierdzą, że feralnej nocy w ogóle nie wchodzili do celi.

Mniej spójne są zeznania pracowników ZK. Pielęgniarka, która wysłała Hamerskiego do szpitala, zeznała, że najpierw mówił jej, iż pobili go osadzeni a dopiero potem zmienił wersję i oskarżył o to strażników. Problem w tym, że w zeznaniach z marca 2005 roku w ogóle nie wspominała o pobiciu. Z kolei konwojent, który wiózł osadzonego do szpitala, nie pamiętał jego wulgarnego zachowania wobec lekarza (choć Hamerskiego za nie ukarano), a jedynie jego krzyki, że "służba więzienna bije".

Następna rozprawa w tej bulwersującej sprawie odbędzie się po wakacjach, 4 września. Sąd przesłucha wtedy dwóch współosadzonych, którzy feralnej nocy byli w celi z Hamerskim i Jelonkiem. W roli dowodów rzeczowych wystąpić też mają kasety wideo z kamer przemysłowych umieszczonych w pobliżu celi: zdaniem Hamerskiego i prokuratury, będą mogły podważyć wersję oskarżonych strażników, którzy od początku konsekwentnie nie przyznają się do winy.

Wersja Hamerskiego

32-letni Andrzej Hamerski z Radomia jest już na wolności. Opowiada, że choć w sumie spędził w różnych zakładach karnych siedem lat, to nigdzie nie spotkał się z takim nieporządkiem, jaki panuje rzekomo w ZK w Herbach.

- Tamtego dnia klawisze byli pijani, wyraźnie czuć było od nich alkohol. Ale nie jestem tego w stanie udowodnić, bo nikt ich nie poddał badaniu alkomatem. A policja zjawiła się dopiero po kilku dniach, gdy udało mi się wreszcie dodzwonić do prokuratury i złożyć doniesienie o pobiciu - opowiada Hamerski.

Jego wersja zdarzeń wygląda następująco: feralnej nocy źle się poczuł, miał napad paniki, bał się, że dostanie zawału albo ataku padaczki. Poprosił współosadzonego Jelonka, by ten zażądał od dyżurnego wezwania pogotowia. Twierdzi, że dyżurnego nie można było znaleźć przez 20 minut. W końcu zaalarmowano przez okno strażnika z budki naprzeciwko. Skończyło się jednak na tym, że zjawił się dowódca zmiany Tadeusz D. w towarzystwie Roberta K. i kilku innych strażników. Weszli do celi i stanęli pod ścianami.

- Dowódca krzyczał, że jestem symulantem i zaczął mnie bić drewnianym młotkiem do opukiwania krat. To półmetrowy pręt zakończony klockiem. Klocek odpadł, ale bił mnie dalej, aż złamał się pręt. Wtedy wpadł we wściekłość. Razem z Robertem K. ściągnęli mnie z pryczy na ziemię i zaczęli kopać. Kopali tak długo, aż zacząłem wreszcie przeraźliwie krzyczeć. Musieli mnie słyszeć wszyscy w zakładzie karnym - opowiada DZ Hamerski.

Gdy strażnicy wyszli, Jelonek przyniósł mu zmoczony ręcznik, by zrobić okład na siniaki.

- Ale wtedy Tadeusz D. wrócił do celi. Kopnął Jelonka w nogę i krzyknął, że ma mi nie pomagać - opowiada Hamerski.

Gdy następnego dnia rano, w Wielką Niedzielę, przyszła pielęgniarka roznosząca leki, Hamerski zgłosił jej pobicie i pokazał obrażenia. Opowiada, że pielęgniarka postanowiła wysłać go do szpitala w Częstochowie, choć wychowawca twierdził, że nie ma takiej potrzeby.

- Choć miałem prawo do cywilnego ubrania, zawieziono mnie z długą bronią w więziennym uniformie i z kajdanami - opowiada. - Po powrocie konwojent złożył raport, żeby mnie ukarać za niewłaściwe zachowanie w stosunku do lekarza. Ale w zeznaniach lekarza nie ma ani słowa o tym, żebym się źle zachowywał.

Hamerski pokazuje też wyniki obdukcji, z której wynika, że miał złamany nadgarstek, krwiak na głowie i liczne siniaki na klatce piersiowej oraz otarcia skóry na kolanach. Były to obrażenia o charakterze lekkim (kodeks mówi w takim wypadku, że skutkują niedyspozycją poniżej siedmiu dni), ale uznano, że mogły powstać w wyniku pobicia.

- Funkcjonariusze próbują się wybielić. Wymyślali różne wersje o tym, że odniosłem obrażenia w czasie ataku padaczki albo też zostałem pobity przez współosadzonych. Te zeznania nie trzymają się kupy. Bo czemu nikomu tego nie zgłosili? Jestem pewien, że zostaną skazani - zapewnia DZ Hamerski, który - tak jak 46-letni Józef Jelonek - występuje na rozprawie w charakterze poszkodowanego a zarazem oskarżyciela posiłkowego.

mjr Marek Kalaman, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Herbach:

- Dyrektor naszego zakładu będzie w tej sprawie świadkiem, więc ze zrozumiałych względów nie chce publicznie komentować procesu. Choćby z oczywistej ostrożności procesowej lepiej nic nie mówić przed ogłoszeniem werdyktu przez sąd. Proces trwa i trudno powiedzieć, jaki będzie jego finał. Mamy oczywiście swoje zdanie na ten temat, ale przedstawimy je w sądzie. Czy zawiesiliśmy oskarżonych w obowiązkach służbowych? Mogliśmy, ale nie musieliśmy podejmować decyzji o zawieszeniu. W tym przypadku mogę powiedzieć, że oskarżeni zostali zawieszeni na wniosek prokuratury.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto