Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zakonnik na "kółku". Rozmowa z założycielem Oblackiego Centrum Młodzieży NINIWA

OPRAC.:
Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
NINIWA, jej założyciel – ojciec Tomasz Maniura OMI, tysiące kilometrów na rowerach, Festiwal Życia, mnóstwo pozytywnej energii. NINIWA i jej ludzie pomogli Starostwu Powiatowemu w Lublińcu w walce z koronawirusem. Ojciec Tomasz opowiada o rowerowych wyprawach, powołaniu i Kokotku.

Ojciec Tomasz Maniura OMI - założyciel Oblackiego Centrum Młodzieży NINIWA, organizator wypraw rowerowych po trzech kontynentach, główny organizator Festiwalu Życia.

Co roku wyrusza z młodymi na wyprawy rowerowe z Kokotka. Wśród uczestników są osoby z całej Polski: Gdańska, Katowic, Warszawy, Gliwic, ale też młodzi ludzie z Hiszpanii, Niemiec czy Ukrainy. W 2007 r. wyruszyli do Wilna, rok później był Kijów, potem Rzym, Jerozolima, Maroko, Nordkapp, Wyspy Brytyjskie, Syberia, Islandia.

- Nie byłem zapalonym kolarzem. To młodzi z mojej pierwszej parafii zapytali: ”Ksiądz, pojedziesz z nami na rowerach do Wilna?” I tak to się zaczęło – mówi o. Tomek.

Wyprawa to miniaturka życia

Organizując wyprawy za dużo nie planują, nie mają zorganizowanych noclegów i zaplecza technicznego. Pokonują średnio 150 km dziennie w kurzu, upale i deszczu. Wyprawy są sprawdzianem wytrzymałości fizycznej, ale też duchowej. Jest zmęczenie, wyczerpanie czasami pytania: „Po co mi to było?’ Wieczorem, kiedy siadają razem czują się szczęśliwi, bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi. - Bo wyprawa to taka miniaturka życia. Intensywna, nieprzewidywalna, ktoś złapie dętkę na pustkowiu, ktoś mu pomoże i jedziemy dalej. W życiu czasami skupiamy się na mało istotnych ograniczeniach, a chodzi o to, by „jechać” dalej – mówi zakonnik.

Powołanie, oaza i „drugie życie” ośrodka w Kokotku

Ojciec Maniura żartuje, że do oblatów wstąpił, bo byli jego sąsiadami. Rzeczywiście blok, w którym mieszkała rodzina – jeszcze wtedy – małego Tomka mieścił się naprzeciwko budynku zakonu oblatów, ale księdzem nie chciał zostać. Dopiero będąc w liceum zaczął odkrywać swoje powołanie. Po złożeniu ślubów został wikarym w jednej z katowickich parafii. Tam prowadził oazę, już wtedy miał dobry kontakt z młodzieżą. Dbał o rozwój pasji i talentów swoich podopiecznych, wystawiali sztuki teatralne, mieli swój zespół i grupę sportową. Gdy jego przełożeni zauważyli tę łatwość nawiązywania kontaktu z młodzieżą mianowali go duszpasterzem młodzieży. Biskup powierzył mu opustoszałe budynki dawnej parafii w Kokotku i tak zaczęło się przywracanie do życia tego miejsca. Dzisiaj Kokotek tętni dobrą energią, co weekend zjeżdża tu młodzież, odbywają się rekolekcje, warsztaty, sylwester, organizowany jest Festiwal Życia. Ojciec Maniura w swojej pomysłowości i zapale do pracy dał „drugie życie” również dawnemu ośrodkowi wypoczynkowemu „Silesiana” w Kokotku. Dzisiaj – po gruntownym remoncie – jest to miejsce, gdzie w urokliwych okolicznościach przyrody można wypocząć i delektować się nie tylko wschodami i zachodami słońca nad Posmykiem, ale również specjałami kuchni serwowanymi przez Oblacką Przystań.

Jeśli nie w świat, to gdzie?

Koronawirus zmienił nasze życie, zmienił też plany wyjazdowe NINIWY. Jeśli więc, nie w świat to gdzie? - W rzeczywistości, którą wykreowała pandemia, obowiązują nowe zasady. Pozamykane granice, trudności w przemieszczaniu się, ograniczenia jeżeli chodzi o bazę turystyczną, krótko mówiąc „szlaban” na międzynarodowe wyprawy. No, ale w nas, w członkach NINIWY, nic się nie zmieniło. Koronawirus nie wyciszył w nas ogromnej potrzeby ruszenia w trasę, zapakowania roweru, no i ten głód przygody połączony z pragnieniem przeżycia czegoś więcej, takiego duchowego odrodzenia. Wpadłem więc na pomysł, żeby - pomimo tych wszystkich ograniczeń, jednak coś zorganizować. Coś na miarę możliwości, to znaczy bezpiecznie, bo przecież nie chodzi o to, żeby wyruszyć za wszelką cenę. Życie i zdrowie wszystkich uczestników wyprawy jest dla mnie sprawą priorytetową. No i wymyśliłem. Ruszamy w podróż na krańce Polski, zatrzymując się na noc w domach oblackich. Odwiedzimy m.in. Łebę, Gdańsk, Warszawę, Poznań, Siedlce, Iławę. To ponad 3 000 km w nogach. Nie jest to może misja Nordkapp, ale nie zawsze musimy przecież pobijać rekordy kilometrów. W rzeczywistości nie to jest najważniejsze – mówi o. Tomasz Maniura

No właśnie! A co jest najważniejsze tych wyprawach? - Nasze wyprawy pokazały mi, że rutyna, nuda, brak oczekiwań, niespodziewanie się niespodzianek są udziałem tylko tych, którzy nie decydują się wyruszyć w życie. Patrząc na życie ludzi przez pryzmat wypraw, okazuje się, że można żyć nie żyjąc. Można oddychać i nie mieć tlenu. Można posuwać się w latach, a nie rozwijać się. Słuchać, a nie słyszeć. Potrzeba decyzji! W życiu nic samo się nie dzieje. Samo może toczyć się życie wokół nas, ale my bez decyzji nie będziemy wzrastali w życiu, w człowieczeństwie, w miłości. To nie jest łatwa decyzja, żeby wyjechać , nie mając zagwarantowanych noclegów, samochodu bagażowego, wiedząc jednocześnie, że trzeba będzie przejechać tysiące kilometrów w cywilizacji i na odludziu, w upale i chłodzie, w deszczu i zimnie. Tu jest jasne, że podejmując decyzję o udziale w takiej wyprawie trzeba będzie się angażować, dużo z siebie dawać, ryzykować. Tak samo jest w życiu. Jeżeli nic się nie daje, to nic się nie ma. Jak się patrzy tylko z boku, to jest się z boku. A przecież życie jest jedno. Kiedy je przeżyć jak nie teraz?

Rozmawiała Aneta Konieczny (Starostwo Powiatowe w Lublińcu).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto