Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zadał cios młotkiem w głowę, bo podobno wpadła mu w oko

Aneta Kaczmarek
Fot.ARC KPP Lubliniec
Trwa proces Mariusza Z. oskarżonego o usiłowanie zabójstwa 21-latki z Lublińca. W czerwcu mężczyzna przyznał się do winy. Podczas ubiegłotygodniowej rozprawy zmienił zeznania. W ubiegłym tygodniu ruszył proces o usiłowanie zabójstwa. Podejrzany, Mariusz Z. jest byłym wychowankiem lublinieckiego ośrodka dla niesłyszących.

Tutaj skończył szkołę podstawową i zawodową. Z wykształcenia jest introligatorem. Nigdy jednak nie zajmował się oprawianiem książek. Nie wrócił też do rodzinnego Wrocławia. Zamiast tego po opuszczeniu szkolnych murów, wybrał tułaczkę i żebracze życie.

Jeżdżąc po Polsce, co jakiś czas odwiedzał Lubliniec. - Tu czuje się bezpiecznie. Ośrodek dla niesłyszących był dla niego namiastką domu, którego tak naprawdę nigdy nie miał - mówi Magdalena Sawicka z lublinieckiej prokuratury.

Wiadomo, że Mariusz Z. ma matkę, jednak od czasu zatrzymania nikt go nie odwiedził. Jedynym gościem był znajomy z noclegowni w Wałbrzychu, gdzie wracał ze swoich wypraw.
Feralnego dnia, 14 maja 2011 r., gdy doszło do napadu na 21-latkę z Lublińca, Mariusz Z. nie podpisał listy obecności. Nie mógł tego zrobić bo był wtedy w Lublińcu, na rynku, gdzie wypatrzył swoją ofiarę. Poszedł za nią, bo mu się spodobała.

Na początku dziewczyna nie była sama, część drogi powrotnej pokonała z koleżanką, z którą spędzała wieczór. Rozdzieliły się na wysokości kościoła pw. Krzyża Świętego.
W okolicy Biedronki przy ul. Stalmacha dziewczyna zauważyła, że ktoś za nią idzie. Kilkakrotnie obejrzała się. Czuła już, że idący za nią mężczyzna, nie znalazł się tam przypadkowo.

Gdy przyspieszała, on robił to samo, kiedy zwalniała, on też zwalniał. W pobliżu jej domu zaczęła biec. Po kilku metrach upadła. Nie pamięta, czy się potknęła, czy powalił ją cios. W tym samym czasie w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Stalmacha, niespokojne zachowanie kota obudziło jego właścicielkę.

Kobieta wstała zobaczyć, co się dzieje. Podeszła do balkonowych drzwi, przez które ujrzała, jak mężczyzna ciągnie za nogi w kierunku trawnika, nieprzytomną osobę. Natychmiast obudziła męża, który wybiegł na balkon i zaczął krzyczeć.

Napastnik uciekł, zabierając ze sobą młotek - narzędzie zbrodni. Przez jakiś czas policjanci byli przekonani, że mężczyznę spłoszył krzyk. Ich wątpliwość wzbudził fakt, że oprawca ani razu nie odezwał się do ofiary. Zaczęli więc szukać podejrzanego wśród głuchoniemych. Wypytywali o niego w ośrodku dla niesłyszących. Tu jednak nikt nie skojarzył napastnika z młotkiem z wieloletnim wychowankiem.

Policjanci regularnie patrolowali okolice ul. Stalmacha, przesłuchali pasujących do opisu przestępców, którzy znajdowali się w ich bazie. Bezskutecznie.

W listopadzie, dokładnie 6 miesięcy od napadu Mariusz Z. wrócił do Lublińca. - Jest taka psychologiczna zasada, że przestępcy wracają na miejsce zbrodni. Tak było i tym razem - wyjaśnia Iwona Ochman, rzecznik prasowy lublinieckiej policji.

Mężczyzna jak gdyby nic się nie stało, znów chodził po domach i prosił o datki. Nieszczęśliwie dla niego, trafił na policjantkę, która od razu skojarzyła go z poszukiwanym napastnikiem.

Mariusz Z. nie przyznał się początkowo do winy. W końcu pękł. - Mieliśmy wystarczająco mocny materiał dowodowy, by go zatrzymać, nawet jeśli nie przyznawał się do winy. Niespodziewanie na czwartym lub piątym przesłuchaniu wszystko opowiedział. Wcześniej twierdził, że nie ma nic wspólnego z napadem. Zawsze jednak zdradzał go jakiś szczegół, którego nie powinien znać, jeśli go tam nie było - wyjaśnia pani prokurator.

Podczas pierwszej rozprawy, w ubiegłą środę, Mariusz Z. oświadczył jednak, że jest niewinny, a jego przyznanie się w czerwcu br. zostało spreparowane przez policję.

Oprócz usiłowania zabójstwa w Lublińcu Mariusz Z. odpowiada przed częstochowskim sądem za udział roku w pobiciu mężczyzny w Olsztynie na Warmii w październiku ub. Mężczyzna ma też na swoim koncie wyrok 4 lat i 8 miesięcy za gwałt i usiłowanie gwałtu.

Biegli psychiatrzy uznali, że mężczyzna ma ograniczoną poczytalność. Proces odbywa się z udziałem tłumacza migowego. Kontakt z podejrzanym jest jednak utrudniony, gdyż posługuje się on więziennym grypsem. Mężczyzna sprawia wrażenie dumnego z kryminalnej przeszłości. Chętnie chwali się więziennymi tatuażami, m.in. hitlerowskim SS na szyi.

Teoretycznie za swój czyn grozi mu dożywocie. Ale tylko teoretycznie, w bo praktyce osoby uznane za niepoczytalne takich kar nie otrzymują.

- Niewykluczone, że po wyjściu z więzienia Mariusz Z. znów tutaj wróci - mówi Sawicka.
Brutalny atak nie złamał ofiary. Choć trudno to uwierzyć, dziewczyna doszła do siebie już po ok.10 dniach. Oczywiście rekonwalescencja trwała jeszcze długo.

Pomimo traumy, 22-latka postanowiła stawić oprawcy czoło. - Zapytaliśmy, czy podczas jej zeznań oskarżony ma być poza salą. Wahała się do końca. Ostatecznie zdecydowała, żeby został - mówi prokurator. - To niewysoka,drobna dziewczyna, a ma w sobie niesamowitą siłę. Jest niezwykła - dodaje Sawicka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto