Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu prawdopodobnie doszło do sprzeniewierzenia pieniędzy

Aneta Kaczmarek
Fot. AKC
Policja i prokuratura wyjaśniają sprawę domniemanego sprzeniewierzenia związkowych pieniędzy, jakiego miał się dopuścić przewodniczący NSZZ "Solidarność" Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublińcu.

Lucjan Seget nie jest już przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego im. Emila Cyrana w Lublińcu. Odwołany został również zarząd organizacji zakładowej oraz członkowie komisji rewizyjnej.

Decyzja ta jest efektem działań zarządu komisarycznego, który zajął się badaniem "nieścisłości" finansowych w szpitalu, jak określił je Tomasz Ziółkowski, wiceprzewodniczący NSZZ "Solidarność" Region Częstochowa.

Wszystko zaczęło się od świątecznych paczek, za które związki miały zapłacić ok. 11 tys. zł plus odsetki, w sumie 13 tys. zł. Właściciel sklepu, Marian Mańka dotychczas nie dostał za nie pieniędzy. Sprawę skierował do sądu. O interwencję poprosił też dyrektora szpitala.

- Pan Mańka zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc. Mając wiedzę, jakiej mi dostarczył, byłem zmuszony złożyć zawiadomienie do prokuratury - wyjaśnia Henryk Kromołowski. Kolejna rzecz to istnienie konta, którego właścicielem nie jest związek, a na które trafiały pieniądze ze składek.

- W okresie od 1 kwietnia 2010 do 31 grudnia 2012 istniały dwa konta, ale nie równocześnie. Związek miał swoje konto w ING. W czerwcu 2011 r. pan Seget złożył wniosek o o otwarcie konta w PKO, które nie było kontem organizacji. Nie uzyskał na to zgody pracodawcy, to samo wynika z informacji członków zarządu. Pieniądze ze składek nie wpływały więc na konto organizacji - mówi Ziółkowski.

Wiceprzewodniczący nie chce mówić o jaką kwotę kwotę chodzi. Zdradza natomiast, że za sprawa stoją 2 osoby.
- Potraktowaliśmy to jako formę zaliczki, którą należy w całości zwrócić. Jedna z osób już to zrobiła. W przypadku pana Segeta na dzień 7 marca, kiedy to odbyło się walne zgromadzenie, pieniądze nie zostały zwrócone - dodaje Ziółkowski.

Na zakup wspomnianych paczek przewodniczący związków też nie miał zgody. - Jeśli pan Seget chciał zrobić komuś prezent, to musi za to zapłacić. Ja też mógłbym zorganizować piknik dla całego Lublińca, ale koszty musiałbym pokryć z własnej kieszeni - dodaje Ziółkowski. To jednak nie koniec "nieścisłości". Bo rodzi się tu pytanie, jak to możliwe, że przewodniczący samodzielnie dysponuje związkowymi pieniędzmi?

- Zgodnie ze statutem związków nie ma takiej możliwości prawnej, żeby przewodniczący albo jakakolwiek inna osoba samodzielnie dysponowała związkowymi pieniędzmi. Zawsze na jakimkolwiek wniosku finansowym musi się znajdować podpis 2 osób wyznaczonych przez komisję zakładową. To wcale nie musi być przewodniczący. Żaden bank nie wypłaci pieniędzy czy nie dokona przelewu, jeśli nie będzie na nim 2 podpisów - mówił nam kilka miesięcy temu Mirosław Kowalik, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Region Częstochowa.

Tymczasem okazuje się, że podpis był jeden. Nie trzeba chyba dodawać, kto nie dopilnował formalności. - Mam żal do komisji rewizyjnej, bo to ona jako organ kontrolny powinna pilnować takich rzeczy, to od niej powinien wyjść sygnał, że coś jest nie tak. Gdyby tak się stało, zostałoby to wyłapane i nie doszłoby do tego - mówi Ziółkowski.
Dodaje przy tym, że nieprawdą są pojawiające się wśród związkowców sugestie, że obie sprawy wyszły na jaw, bo były na rękę dyrektorowi placówki, który jest skonfliktowany z pracownikami.

- Nie widzimy żadnego konfliktu. Odbyliśmy rozmowy z udziałem mediatora z Ministerstwa Pracy. Rozmowy z dyrektorem były trudne, z nami też niełatwo się rozmawia, ale były też bardzo rzeczowe i merytoryczne, bez strzelania do siebie - dodaje Ziółkowski.

Inną wersję wydarzeń przedstawił nam podczas rozmowy sam Seget, który nie chciał jej jednak sygnować swoim nazwiskiem, a "głosem zarządu".

Zdaniem byłego przewodniczącego całe zamieszanie wokół jego osoby to " zagrywka dyrektora, który chce sprywatyzować szpital, a zarząd się na to nie godzi". Jego zdaniem Ludzie się boją, każdy ma rodzinę, rachunki, a pan Mańka boi się, że dyrektor wypowie mu umowę najmu lokalu,w którym ma sklep i robi wszystko tak, jak ten mu zagra. Segiet dodał też, że za paczki zapłacił, ale nie dostał potwierdzenia i ma zamiar skierować do sądu sprawę o próbę wymuszenia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto