Mówi się, że "do trzech razy sztuka". Zawodniczki lublinieckiej Victorii swój największy sukces - awans do II ligi wywalczyły jednak dopiero w piątym podejściu. Dziś jest on faktem, kiedyś nie był nawet marzeniem, bo nikt nie zakładał, że grupa amatorek z Lublińca zajdzie aż tak wysoko. - Wszystko zaczęło się od nie żyjącego już Romka Krupskiego. Wiedział, że jestem trenerem, ale w Lublińcu pracowałem jako nauczyciel wf-u. Jeśli chodzi o siatkówkę, to tutaj była przysłowiowa pustynia i nie ukrywam, że podchodziłem do tego trochę sceptycznie. Gdy szedłem na pierwsze zajęcia, gdzie miałem skompletować drużynę, myślałem, że przyjedzie około 20 dziewcząt i nie będzie z czego wybierać. Przyszło ich 89, hala była pełna. Pomyślałem, ze skoro jest takie zainteresowanie, to warto spróbować. Wybrałem 44 zawodniczki, później zaczęliśmy budować struktury i tak się zaczęło - mówi Jarosław Wachowski, trener i współzałożyciel Victorii Lubliniec. Po drodze były finały wojewódzkie, mecze, obozy, sparingi, później awans do IV, dalej III ligi, aż w końcu sukces w Cieszynie.
Od samego początku klub stawiał na pracę z lokalną młodzieżą. Z czasem na pracę z dziewczętami. - Pierwsze lata to były szkolenia tylko z jedną grupą dziewcząt, później dochodziły kolejne, ale zawsze był to sport młodzieżowy. Później była sekcja chłopców, która od roku nie istnieje ze względów finansowych, ale i tam mieliśmy wspaniałych zawodników. W tej chwili mamy kilka grup szkoleniowych - V i VI klasy szkół podstawowych, młodziczek, zespół minisiatkówki, kadetek oraz seniorek, w tej chwili już drugoligowych - mówi trener.
Jego zdaniem o awans dziewczyny mogły zawalczyć w ubiegłym roku, ale jak mówi, do sukcesu trzeba dorosnąć. - Już kilka razy odbiły się od ściany, czuły smak wygranej. Tym razem zespół wszedł na halę z trudnym przeciwnikiem, ale wiedział, że nie przyjechaliśmy tu na wycieczkę. W meczu widać było, o co grają - mówi Wachowski.
Na pytanie, o najlepsze zawodniczki odpowiada, że siatkówka to gra zespołowa, a sam unika przyznawania indywidualnych nagród. - Trudno wskazać konkretne zawodniczki. Na pewno wyróżniła się podstawowa siódemka: Marzena Wyderka, Anna Knopik, Martyna Myszkowska (kapitan), Angelika Zagórska, Katarzyna Zackiewicz, Marta Łodzińska i Kaja Strużyk. Ale wygrana to sukces całego zespołu, wszystkie zawodniczki mają w nim udział - podkreśla trener.
Teraz, gdy dziewczyny mogą pozwolić sobie na rozluźnienie, głębszy oddech bierze zarząd klubu. - Trzeba połapać to organizacyjnie i finansowo. Różnica w wydatkach pomiędzy III a II ligą to przepaść. Już nie podlegamy Katowicom, ale Warszawie. Musimy spełnić masę wymogów, ale przede wszystkim szukamy środków finansowych. Trzeba też wzmocnić zespół. Zgłaszają się do nas zawodniczki z kraju, ale pierwszeństwo mają nasze dziewczyny. To one zdobyły awans. Warto było pracować, by przeżyć te chwile w Cieszynie i być w busie powrotnym - uśmiecha się trener.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?