Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tatrzańscy ratownicy mówią"nie" nowemu prawu górskiemu

Łukasz Bobek
Grzegorz Sikora
O bezpieczeństwo na stoku narciarskim ma zadbać sam właściciel stoku. Jeśli nie będzie go stać na usługi TOPR lub GOPR, może zrobić kurs tzw. ratownika narciarskiego. To jeden z zapisów projektu ustawy o bezpieczeństwie w górach, który zelektryzował górali.

- Ta ustawa przewiduje poważne zmiany. Ktoś, kto zadzwoni do TOPR-u z informacją o wypadku podczas jazdy na nartach, zostanie przekierowany do właściciela stoku. To on powinien udzielić ofierze pomocy. Powinien też dysponować odpowiednio przygotowaną służbą ratowniczą - mówi Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. - Oczywiście stacja będzie mogła korzystać z usług TOPR lub GOPR - dodaje Krzysztof. Tyle że ratownikom za dyżury na stokach trzeba płacić.

Jak zaznacza Jan Strączek, właściciel stacji narciarskiej na zakopiańskiej Harendzie, nowe regulacje uderzą przede wszystkim we właścicieli niewielkich wyciągów. Będzie to dla nich dodatkowe obciążenie finansowe. - Wielkie kompleksy na Podhalu i tak od dawna korzystają z usług ratowników - mówi Strączek. Posłowie znaleźli rozwiązanie, które może wybawić właścicieli mniejszych stacji z kłopotu.

Projekt zakłada m.in. utworzenie funkcji tzw. ratownika narciarskiego. - Taka osoba będzie musiała przejść tygodniowy kurs w TOPR lub GOPR. Dowie się, jak unieruchomić złamaną kończynę, jak transportować poszkodowanego. Takim ratownikiem może być każdy, np. właściciel wyciągu czy pracownik obsługujący orczyk. Dzięki temu małe stacje narciarskie nie będą musiały ponosić dodatkowych kosztów - mówi Piotr van der Coghen, poseł PO i ratownik.

Gdyby nie to rozwiązanie, właściciele małych wyciągów znaleźliby się w nie lada kłopocie. Miesięczna opieka ratownika TOPR nad stokiem kosztuje obecnie 6-7 tys. zł. Mimo proponowanych przez posłów udogodnień, właściciele stoków i tak kręcą nosem na nowe rozwiązania. Podkreślają, że to zrzucanie odpowiedzialności na nich.

- Zwykła osoba, nawet jeśli ukończy szkolenie ratownicze, może sobie nie poradzić z wypadkiem, który zdarzy się na środku stromego i długiego na 1,5 km stoku. Jeszcze sama sobie zrobi krzywdę. W końcu w TOPR i GOPR pracują specjalnie przeszkoleni ludzie - podkreśla Rafał Miksiewicz ze stacji narciarskiej Polana Szymoszkowa w Zakopanem.

Ludzie z branży narciarskiej dodają, że zapewnienie bezpieczeństwa na stoku oznacza także to, że obsługa stoku będzie musiała pilnować, czy dzieci szusują w obowiązkowych od ubiegłego roku kaskach. - Nie bardzo to widzę. W sezonie już się robią kolejki przed wejściem. Gdy jeszcze zaczniemy sprawdzać, kto ma kask, a kto nie, od razu zrobi się korek - zaznacza Jan Strączek.

Jan Krzysztof też krytykuje niektóre zapisy projektu. - Naszym zdaniem, niepotrzebne są te o kontroli TOPR i GOPR przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, która miałaby dotyczyć nie tylko spraw finansowych, ale i tego, czy jesteśmy przygotowani do sezonu. To oznacza, że doświadczeni ratownicy będą musieli uzyskać zgodę na pracę w górach - zaznacza naczelnik TOPR.

Piotr van der Coghen dodaje, że nie wyobraża sobie takich kontroli. - Konia z rzędem temu, kto mi powie, jak będzie przygotowany urzędnik, który oceni akcję TOPR czy GOPR - zaznacza. Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSWiA, zapewnia jednak, że po wprowadzeniu nowych przepisów, zgodę na działanie TOPR i GOPR będą musiały uzyskać tylko raz.

60 tys. złotych do wygrania. Sprawdź jak. Wejdź na www.szumowski.eu

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Miała 2 promile, rozbiła auto i uciekła

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tatrzańscy ratownicy mówią"nie" nowemu prawu górskiemu - Zakopane Nasze Miasto

Wróć na zakopane.naszemiasto.pl Nasze Miasto