W ostatnich dniach głośno było o dyżurnym częstochowskiej policji, który uratował 2-tygodniową dziewczynkę, instruując przez telefon jej rodziców, jak udrożnić drogi oddechowe dziecka.
Policja w Lublińcu też ma swojego bohatera. Posterunkowy Bartosz Skubała z Komendy Powiatowej Policji w Lublińcu ryzykując własnym życiem, bez chwili zastanowienia ruszył na pomoc potrzebującym.
Do zdarzenia doszło w nocy z 28 na 29 maja. O godz. 00.25 dyżurny policji odebrał zgłoszenie od kobiety, która zauważyła, że z budynku na przeciwko wydobywa się dym.
- Rozmówczyni powiedziała, że widzi człowieka wzywającego pomocy na konstrukcji przed budynkiem, a z okna zza jego pleców wydobywa się dym - mówi Iwona Ochman, rzeczniczka policji w Lublińcu.
Wezwanie do zdarzenia odebrali Bartosz Skubała i Krzysztof Kansy, którzy tej nocy pełnili patrol. Na miejsce dotarli jako pierwsi.
- Gdy dyżurny poinformował nas o zgłoszeniu, byliśmy w okolicy Placu Kościuszki. Na ul. Żwirki i Wigury dotarliśmy po kilku minutach - opowiada posterunkowy Skubała.
Oczom policjantów ukazał się mężczyzna, stojący na znajdującej się na wysokości pierwszego piętra drewnianej konstrukcji, który coś krzyczał, ale policjanci nie rozumieli jego słów.
- Tak naprawdę dopiero, gdy do niego dotarłem, okazało się, że w środku znajduje się drugi mężczyzna. Okno, z którego wydobywał się dym było jedyną alternatywą, żeby wejść do środka. To opuszczony budynek, wszystkie drzwi są zabite z zewnątrz. Musiałem więc podskoczyć, a następnie wdrapać się na konstrukcję i oknem wejść do środka - mówi skromnie policjant, jakby wdrapanie się na pierwsze piętro budynku było czymś zupełnie zwyczajnym.
Zadymienie w budynku było tak duże, że młody policjant nie widział zupełnie nic. - Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Po kilku krokach poczułem opór, to była kanapa. Mężczyzna, który na niej leżał był nieprzytomny. Koc, leżąca na łóżku kurtka i sandał na jego stopie płonęły. Zdarłem wszystko i wyrzuciłem na chodnik przed budynkiem, gdzie mój kolega kontrolował to, co się dzieje na zewnątrz. Następnie wyniosłem poszkodowanego na konstrukcję, gdzie czekał jego kolega - opowiada.
Nie będąc pewnym, że w budynku nie ma więcej osób, posterunkowy wrócił do środka, sprawdził pozostałe pomieszczenie. Po chwili na miejscu była straż pożarna i pogotowie, które udzieliły pomocy poszkodowanym.
- Tak naprawdę trudno w takiej sytuacji mówić o emocjach. Wszystko dzieje się tak szybko, że człowiek traci rachubę czasu, wyłącza myślenie i robi, co do niego zależy. Taką drogę życia wybrałem i zgodnie z rotą ślubowania "z narażeniem życia" moim obowiązkiem jest pomaganie innym i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Każdy z nas jest odpowiednio wyszkolony i jestem przekonany, że każdy z policjantów w podobnej sytuacji zachowałby się dokładnie tak samo - przekonuje młody posterunkowy, który w służbie jest raptem od roku.
Zdaje się, że jego skromność nie jest wcale udawana, bo o zdarzeniu nie powiedział nawet swojej żonie. O bohaterstwie męża dowiedziała się od jego kolegi z patrolu.
Jeśli kiedykolwiek będziecie świadkami jakiejkolwiek niepokojącej sytuacji, czy to pożaru, kradzieży, włamania itp., nie zwlekajcie i w myśl akcji "Nie reagujesz-akceptujesz" dzwońcie pod numer alarmowy 112. Im szybciej, tym lepiej.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?