Położenie działki Nowaków jest dość nieszczęśliwe. Posesja nie ma bezpośredniego dostępu do drogi. Prowadzi do niej sięgacz, który nie znalazł się jednak w projekcie budowy kanalizacji deszczowej. - Wielokrotnie zwracałam się do burmistrza, ale na obietnicach się kończyło. To uwłaczające, żeby będąc mieszkańcem tego miasta, tyle razy prosić burmistrza o interwencję w sprawie, która leży w jego kompetencji. Poza tym w ramach Społecznego Komitetu Budowy Kanalizacji i Nawierzchni w dzielnicy Steblów, wpłaciliśmy 500 zł, a kanalizacji wciąż brak - żali się Aniela Nowak.
Kobieta ma też żal o brak interwencji w stosunku do jej sąsiada, który podnosząc od 2005 r. poziom działki do poziomu drogi spowodował, że jej posesja od kilku lat jest zalewana przez spływającą z jego podwórka deszczówkę. - Burmistrz może nakazać przywrócenie poprzedniego stanu terenu lub nakazać usunięcie urządzeń powodujących szkody. Nic z tych rzeczy nie miało jednak miejsca - dodaje Nowakowa.
Ze swoim problemem skierowała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Gdy to nie dało efektu, zwróciła się Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który uchylił decyzję SKO i nakazał zwrot kosztów na jej korzyść, a Naczelny Sąd Administracyjny uchylił kasację SKO. - Pan burmistrz nic sobie jednak z tego nie zrobił. Po dwóch prośbach pojawił się na mojej posesji w kwietniu tego roku i obiecał, że na najbliższej sesji sprawa zostanie ujęta w budżecie. Sesje nie są co tydzień, więc poczekałam 2 miesiące, ale w tym czasie robotnicy się zwinęli, a problem został - żali się kobieta.
Tym razem Nowakowa udała się do radnych, a ci zaprosili ją na posiedzenie komisji gospodarczej. Ta sformułowała wiosek o przesunięcie środków z planowanej na 2013 r. inwestycji dotyczącej nowej nawierzchni na ul. Parcelacyjnej, na obecne zadanie, czyli budowę kanalizacji deszczowej. Tak się jednak nie stanie.
Odpowiedzialny za realizację wniosku burmistrz obawia się konsekwencji prawnych i finansowych. - Takie rozwiązanie musiałoby odbyć się w sposób nieoficjalny, bo sięgacz jest w dokumentacji drogowej, a nie na budowę kanalizacji deszczowej. Gdyby to nawet zostało zrobione, to nie można by było tej inwestycji odebrać. Nie można dzielić zamówień. Regionalna Izba Obrachunkowa mogłaby wówczas stwierdzić, że to celowe działanie. To nie radni by za to odpowiadali. Nieoficjalne sprawy zwykle kończą się w sądzie - mówi Edward Maniura. Zdaniem burmistrza cała sprawa jest konsekwencją sporu sąsiedzkiego. - Po 15 latach nagle się komuś przypomniało, że był w komitecie. Przez ten czas byli przecież inni burmistrzowie- dodaje Maniura.
Zdaniem kobiety, decyzja burmistrza ma drugie dno. - Przez wiele lat byłam radcą prawnym w gminie Ciasna. Przed paru laty Urząd Miejski w Lublińcu zwrócił się do nas z prośbą o opinię nt. pana Strzelczyka, który był naczelnikiem wydziału inwestycji w Lublińcu i przewodniczącym rady gminy. Zgodnie z przepisami, należy o nią wystąpić przed wręczeniem wypowiedzenia. Tutaj było odwrotnie. Stwierdziłam, że złamano przepisy. Mój znajomy, również radca, stwierdził wówczas, że się naraziłam. Może to o to chodzi? - zastanawia się kobieta
Drożeją motocykle sprowadzane z Niemiec
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?