Prawa miejskie otrzymał natomiast Wolbórz (woj. łódzkie), Nowe Brzesko (woj. małopolskie), Pruchnik (woj. podkarpackie), Czyżew (woj. podlaskie) i Gościno (woj. zachodniopomorskie). Z województwa śląskiego żaden podobny wniosek do rządu nie wpłynął. Czy to oznacza, że mieszkańcy wsi i peryferyjnych dzielnic dużych miast nie mają u nas ochoty na własny herb?
Obecnie w naszym regionie istnieje 71 miast - o dwa więcej aniżeli w roku 1999, kiedy to powstało województwo śląskie. Nowym nabytkiem jest Sławków, który w 2001 roku został przeniesiony do śląskiego z Małopolski oraz Krzanowice (pow. raciborski), które w tym samym roku odzyskały prawa miejskie. Ówczesny wójt, a dzisiejszy burmistrz - Manfred Abrahamczyk nie ma wątpliwości, że warto było zabiegać o tę zmianę.
- To ułatwiło nam promocje i nawiązywanie nowych kontaktów. Poza tym partnerzy traktują nas teraz poważniej - tłumaczy Abrahamczyk.
Prawdziwy "boom" na nowe miasta przeżywał Śląsk w latach 90. O ile w roku 1989 na terenie ówczesnego województwa katowickiego znajdowało się 45 miast, to dekadę później było ich już 56. To właśnie wtedy Imielin oderwał się od Mysłowic, Bieruń i Lędziny od Tychów, Rydułtowy, Radlin i Pszów od Wodzisławia, zaś Radzionków rozstał się z Bytomiem.
- To pokazuje, jak głęboki kryzys dotknął w tym czasie te miasta. One stały się po prostu ekonomicznie nieatrakcyjne dla części mieszkańców - komentuje dr Robert Krzysztofik z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.
Jak dziś sami mieszkańcy oceniają ten krok? Marian Janoszka - bodaj najsłynniejszy obywatel (a z całą pewnością piłkarz) Radzionkowa - uważa, że miejscowość skorzystała na decyzji o usamodzielnieniu.
- Byliśmy na peryferiach, więc Bytom niewiele w nas inwestował. Od kiedy jesteśmy u siebie gospodarzami, wiele udało się zrobić. Wyremontowano drogi i chodniki, a i drużyna piłkarska występuje pod własnym szyldem. Niezbyt nam pasowało, że kiedyś uważano nas za bytomski zespół - mówi Janoszka.
Secesjoniści z lat 90. nie tyle powoływali do życia zupełnie nowe miasta, co raczej przywracali na mapę regionu istniejące wcześniej (przypominały o tym zresztą budynki dawnych ratuszów). Dzielnic mogących pochwalić się tradycją niezależności było znacznie więcej, stąd co jakiś czas pojawiały się zapowiedzi kolejnych secesji. Mówiło się o możliwym oderwaniu Łabęd od Gliwic, Kazimierza od Sosnowca, czy Kochłowic od Rudy Śląskiej (stworzenie własnej gminy postulowali nawet niedawno też mieszkańcy jednego z bielskich osiedli). Choć te akurat pomysły nie doczekały się realizacji, to zdaniem ekspertów w województwie śląskim wciąż jeszcze jest kilkunastu mocnych "kandydatów" do zdobycia praw miejskich.
- Gdyby takie Pawłowice znajdowały się na Podlasiu, już daw-no byłyby miastem. U nas jednak leżą w cieniu Jastrzębia i to sprawia, że nie próbują zabiegać o status miasta. Z kolei wiele miejscowości w rejonie Częstochowy ma chęć na taki krok, ale muszą poczynić odpowiednie przygotowania - ocenia dr Krzysztofik.
Przepis na zrobienie nowego miasta
Na początek trzeba do tego pomysłu przekonać radnych. Jeśli wieś chce się przekształcić w miasto, to wystarczy, by rajcy przekazali odpowiedni wniosek do wojewody, a ten - wraz ze swoją opinią - przesłał go (do 30 marca) do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jeśli nowe miasto ma powstać z secesji jednej lub kilku dzielnic miasta już istniejącego, to na początek rada gminy musi podjąć uchwałę o jej podziale na dwie osobne gminy (przed decyzją konieczne są konsultacje społeczne). Później droga jest taka sama jak w pierwszym przypadku - wniosek musi trafić na biurko wojewody, a ten kieruje go do MSWiA.
Przepisy nie określają, jakie warunki muszą spełniać "kandydaci" na miasta. Pod uwagę brane są m.in.: gęstość zabudowy oraz jej stan techniczny, historia miejscowości i jej aktualna rola w regionie, posiadanie przez nią kanalizacji, oczyszczalni ścieków, placówek kulturalnych i oświatowych, a także liczba mieszkańców (przyjmuje się, że miejscowość ubiegająca się o status miasta powinna liczyć co najmniej 2000 osób, z których ponad 60 proc. utrzymuje się z działalności pozarolniczej). W razie pozytywnej oceny, rząd podejmuje decyzję o nadaniu praw miejskich do 31 lipca - wchodzi ona w życie od 1 stycznia następnego roku.
Przestały być peryferiami większych miast i bardzo to sobie chwalą
Rydułtowy przestały być dzielnicą Wodzisławia Śląskiego w 1992 roku.
Od tego czasu w mieście wyremontowano większość szkół i innych budynków publicznych, powstał Orlik, planowana jest budowa nowego krytego basenu, a w miejscu starej pływalni jesienią 2010 otwarto piękny gmach Rydułtowskiego Centrum Kultury (na zdjęciu). MIR
Radzionków oderwał się od Bytomia w roku 1998 (był jego dzielnicą przez 22 lata).
Dziś liczy sobie niespełna 17,2 tys. mieszkańców (choć ma dodatni przyrost naturalny, to wskutek migracji liczba ludności spada), a bezrobocie nie przekracza w nim 5 procent (dla porównania w Bytomiu wynosi ono 16,7 procent).
Imielin oderwał się od Mysłowic w roku 1994 (był dzielnicą tego miasta od roku 1977, wcześniej przez dwa lata pozostawał w granicach Tychów).
Od blisko dekady miasto ma dodatni bilans demograficzny, głównie wskutek napływu nowych mieszkańców, a stopa bezrobocia wynosi 3 procent (średnia wojewódzka to 9,6 proc.).
Odzyskały prawa
Radzionków
Rydułtowy
Radlin
Pszów
Imielin
Lędziny
Bieruń
Miasteczko Śląskie
Wojkowice
Krzanowice
Sośnicowice
Pilica
Pawłowice (mają blisko 10 tysięcy mieszkańców i zaplecze ekonomiczne w postaci przemysłu wydobywczego).
Ornontowice (pobliska kopalnia "Budryk" zapewnia mieszkańcom zaplecze ekonomiczne).
Lelów, Olsztyn (obie miejscowości w przeszłości posiadały prawa miejskie).
Na samodzielność trzeba mieć pieniądze
Rozmowa z dr Tomaszem Nawrockim, socjologiem miasta z Uniwersytetu Śląskiego
Na początku lat 90. mieliśmy na Śląsku prawdziwy "wysyp" nowych miast, ale już przez ostatnią dekadę powstało tylko jedno. Dlaczego?
Przyczyn tego, co stało się w latach 90. należy szukać dwie dekady wcześniej, kiedy to małe miejscowości masowo włączano do większych miast. Tak było chociażby w okolicy Tychów. To były arbitralne decyzje, niebiorące pod uwagę tradycji, jakie miały te miejscowości. Po roku 1989 naturalnym więc było, że zaczęły się one upominać o samodzielność.
Czy to oznacza, że wszyscy chętni do posiadania miasta dopięli już swego i kolejnych chętnych nie ma?
Tego nie powiedziałem. Na pewno w regionie znalaz-łyby się jeszcze lokalne społeczności o miejskich aspiracjach. Trzeba jednak pamiętać, że samodzielność to nie tylko własny herb czy rada gminy, ale też własny budżet. I to jest prawdziwe wyzwanie. Jeśli nie ma pewności, że będziemy mieli odpowiednie dochody, to nie ma co marzyć o samodzielności. Przykładem są katowickie Murcki - mają one tradycję bycia samodzielną gminą, badania socjologiczne pokazują, że spośród wszystkich mieszkańców Katowic tamtejsza społeczność jest najmniej związana ze stolicą województwa, ale widać, że lokalni liderzy przekalkulowali sobie sprawę i uznali, że nie warto podejmować tematu.
Czy zatem warto iść na swoje?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wydaje mi się jednak, że żadna z dokonanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat secesji nie zakończyła się totalną klapą. O sukcesie na pewno mogą mówić mieszkańcy Radzionkowa, Imielina, czy Lędzin. Decyzja o secesji uruchomiła ukryty w ludziach potencjał. Gdyby tego nie zrobili, to pewnie do dziś dnia narzekaliby, że są zaniedbaną dzielnicą na peryferiach Bytomia czy Mysłowic. A tak, pracują na własny rachunek. Jeśli wskazywać tu jakiś problem, to wynika on z tego, że w warunkach metropolii miasta powinny się raczej integrować niż dzielić, gdyż pewne zadania można zrealizować tylko wspólnymi siłami.
Rozmawiał Michał Wroński
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?