Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lublinieccy radni i opozycjoniści oddali hołd ofiarom stanu wojennego

Piotr Ciastek
Piotr Ciastek
Z okazji 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego radni klubu „Forum Samorządu Lublinieckiego” złożyli kwiaty i znicze pod pomnikiem Solidarności w Lublińcu.

W poniedziałek 13 grudnia lublinieccy radni klubu „Forum Samorządu Lublinieckiego” Jan Springwald, Agnieszka Hanszla, Franciszek Wróbel, Damian Włodarczyk wraz z legendami Solidarności, aktywnymi działaczami, którzy w 1981 roku byli internowani przez komunistów Marianem Cyroniem - Lubliniecka Solidarność, Ryszardem Nikodemem - Śląsko Dąbrowska Solidarność i Jerzym Trocińskim - Dolnośląska Solidarność złożyli wieniec i znicze, by upamiętnić ofiary stanu wojennego. Delegacja złożyła kwiaty w Alei Solidarności pod kamieniem i tablicą upamiętniającą „Solidarność”.

Tak było 40 lat temu w Lublińcu

Z okazji 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego przypominamy rozmowę z legenda lublinieckiej Solidarności Marianem Cyroniem.

Wspomnieniami lat 80. podzielili się Marian Cyroń, jeden z inicjatorów powstania Solidarności w Lublińcu oraz Zenon Lis, który brał udział w tworzeniu nielegalnej prasy. Obaj za swoje działania przypłacili internowaniem. Oto jak tamten czas wspomina Marian Cyroń.

„Nie przypisuję sobie żadnych zasług, robiłem to, co musiałem wówczas robić. Swoje przeżyłem, swoje zrobiłem, ale nie uważam się za bohatera. Byłem jedną z tych osób, które wszczęły Solidarność w Lublińcu, na terenie powiatu, ale nie byłem pierwszy. Pierwszymi ludźmi, którzy ją tworzyli byli pracownicy Energoserwisu, szczególnie śp. Ludwik Okwieka. To jest rzeczywisty, pierwszy założyciel Solidarności w Lublińcu. Ja byłem może tym drugim, ale nie byłem też sam, nie wziąłem się znikąd.

W Energoserwisie komitet robotniczy został założony 23 sierpnia, czyli 9 dni po rozpoczęciu strajku w Stoczni Gdańskiej. U mnie w zakładzie, w Lenteksie komitet powstał 25 sierpnia. Ludwik założył komitet w sobotę, a myśmy to zrobili w poniedziałek. W tamtym czasie wszystko trzeba było robić w konspiracji. Każdy z nas wiedział, że jest zagrożony, obserwowany przez SB, działaczy partyjnych. Pamiętam, jak Ludwik jechał rejestrować komitet robotniczy, bo to nie była jeszcze Solidarność. Jechał do Jastrzębia Zdroju w nocy. Nikt o tym nie wiedział, tylko jego zaufani ludzie z Energosewisu. Ja też jechałem rejestrować nasz komitet nocą. Rejestrowaliśmy nasze komitety w Jastrzębiu Zdroju - uznaliśmy, że jesteśmy na Śląsku i nie będziemy się rejestrować w Częstochowie.

Później tworzył się związek zawodowy. Praktycznie Solidarnością zaczęły się nazywać związki robotnicze pod koniec września, wtedy zaczęły powstawać komisje zakładowe NSZZ Solidarność. Rejestracja przebiegała w trudnych warunkach, działacze ciągle byli gnębieni, wzywani na przesłuchania. Podobnie było z nami.

Bardzo szybko to poszło w Energoserwisie. Pierwsze wybory władz związkowych odbyły się tam, jeśli dobrze pamiętam, 11 listopada. U nas trwało to dłużej. Lentex liczył 2,5 tys. pracowników, to była potężna załoga, o wiele trudniej było nam tych ludzi zorganizować. Wybory przeprowadziliśmy dopiero 8 stycznia 1981 r. Zostałem wybrany przewodniczącym w komitecie założycielskim, w pierwszych wyborach zostałem przewodniczącym komisji zakładowej.

Najpierw organizowaliśmy z kolegami i koleżankami związek w zakładzie, a potem na terenie powiatu lublinieckiego. Założyliśmy wszystkie komisje zakładowe w powiecie lublinieckim i niektóre z powiecie oleskim, założyliśmy MKK, czyli Międzyzakładową Komisję Koordynacyjną Ziemi Lublinieckiej Solidarność. Władze komunistyczne robiły wszystko, by utrudniać tworzenie związków. Cały 1981 r. to była organizacja związku, wybory w regionach, wybory komisji krajowej.

Stan wojenny dotknął mnie osobiście. Była to sobota, mieliśmy zebranie MKK w Lublińcu, prawie wszystkie komisje zakładowe z powiatu miały komisje. W tamtym czasie trwało przygotowanie do strajku generalnego, mieliśmy zadanie przygotować do niego zakłady w powiecie. Tego samego dnia była Komisja Krajowa Solidarności, podczas której miała zapaść decyzja o strajku. Do tego nie doszło.

Wróciłem do domu po godz. 23, przed 24 pojawili się milicjanci i esbecja. Przyjechały 2 fiaty i 1 nysa. Pan z SB poinformował mnie, że jestem aresztowany, nie przedstawił dokumentu na jakiej podstawie. Powiedział, żeby nie zabierać niczego ze sobą, bo prawdopodobnie szybko wrócę. Nie stawiałem oporu, bo to nie miało sensu. W moim mieszkaniu było 3 milicjantów z bronią, SB, na dachach też stali milicjanci, pilnowali, żebym nie uciekł.

Miałem 2 małych dzieci. Pożegnałem się szybko z rodziną i wszedłem. Zabrali mnie do fiata i zawieźli na komendę policji w Lublińcu. Oprócz mnie już siedział na komendzie kolega z Kalet, św. Hubert Niglus, za jakiś czas przywieźli trzeciego kolegę z solidarności zakładowej, śp. Kazimierza Kroguleckiego. Porozbierali nas, zabrali sznurówki, paski. Dwa psy i 2 policjantów nas pilnowało. Po kilku godzinach zabrali nas do nysy, skuli kajdankami i przewieźli nas do Częstochowy.

Tam było pierwsze przesłuchanie. Siedział facet w mundurze, nogi na sole, pistolet na biurku. Pyta czy wiem, co tu robie, po co mnie przywieźli. Odpowiedziałem, że nie wiem. Zaczął krzyczeć „jesteś bandytą, chciałeś mordować naszych towarzyszy, wszczynać wojnę w Polsce”. Postanowiłem nie odpowiadać, cały czas milczałem. Wiedzieli, ze nic im nie powiem.

Wyprowadzili mnie do celi, gdzie spędziłem kilka godzin. Było jeszcze ciemno, kiedy nas zawołali, kazali się ubierać. Wyprowadzili nas na dziedziniec przed komendą, wsadzali nas do starów, miedzy szpalerem policji pod bronią wchodziliśmy do tych aut. Byłem potwornie zestresowany, człowiek nie wiedział co się dzieje, że wprowadzono stan wojenny. Upychali nas do granic możliwości . W aucie było dużo studentów i działaczy Solidarności z Częstochowy. Z powiatu lublinieckiego byłem sam.

To była potworna podróż, nie zapomnę jej do końca życia. Siedzieliśmy w ciemnościach, modliliśmy się, młodzież śpiewała pieśni patriotyczne. Zastanawialiśmy się gdzie nas wiozą, wielu myślało, że do lasu, że nas zastrzelą. Po jakimś czasie usłyszeliśmy tramwaje. Okazało się, że jechaliśmy przez Śląsk, szukając więzienia, w którym mogliby nas umieścić. Nigdzie nie było miejsca. W końcu wylądowaliśmy w więzieniu dla recydywistów w Zabrzu-Zaborzu.

Zaprowadzono nas do baraków i tam siedzieliśmy, dalej nie wiedząc, z jakiego powodu. Pierwsza myśl to napisać list do rodzin. Pozwolili nam to zrobić, ale te listy nie wychodziły z więzienia. Moja żona dowiedziała się, że jestem internowany 22 grudnia.

Było ciężko. Przez kilka dni nie grzali w barakach, woda w szklankach zamarzała. Jak zrobiliśmy rozróbę, dali nam koce i zaczęli grzać. O tym, że jest stan wojenny, co się stało w Kopalni Wujek, w Zie-mowicie, dowiedzieliśmy się z telewizji. Po pewnym czasie udało się kolegom przemycić do obozu radia i stamtąd wiedzieliśmy co się dzieje za murami więzienia. Najgorzej traktowano nasze rodziny. Były przez kilka godzin przetrzymywane na mrozie, ta świadomość była dla nas straszna.

19 lutego z Zabrza-Zaborza przewieźli nas do sanatorium ośrodku Silesiana w Kokotku. Mieliśmy tam już ludzkie warunki. Siedziałem do 9 marca 1982. Tego dnia mnie wypuścili. Pieszo wróciłem do domu, miałem blisko. Kilka miesięcy nie pracowałem, byłem w szpitalu, swoje odchorowałem, do pracy poszedłem po kilku miesiącach. Do Lentexu przyjęli mnie bez problemu, gdyż mój przełożony śp. inż.

Franciszek Wróbel był w dobrych stosunkach z dyrektorem generalnym śp. Tadeuszem Wróblewskim. Zostałem przyjęty, ale zwolniono moją żonę.

W stanie wojennym w Lublińcu nie było działalności podziemnej, nasze środowisko było słabe.

Jedynym ważnym wydarzeniem były comiesięczne, każdego 13 dnia miesiąca, msze za ojczyznę w kościele ojców oblatów. Prowadził je wspaniały ojciec Ryszard Sierański, niesamowite kazania mówił. Prowadziliśmy te msze kilka lat, po odejściu o. Sierańskiego w 1986 r. już się nie dobywały.

Takim pamiętnym wydarzeniem z tamtych czasów było jak ponad 10 tys. ludzie na rynku zebrało się na mszy polowej zorganizowanej przez nasza Solidarność. Pierwszy raz po 1922 r. taka msza na rynku się odbyła. Zakończyła się przemarszem na grób Jaronia, tam odbyła się manifestacja.

Druga wielka rzecz to plebiscyt w sprawie powrotu ziemi lublinieckiej do województwa częstochowskiego, do którego wówczas należał nasz powiat. Nam - związkowi i mieszkańcom - taka sytuacja się nie podobała i uważaliśmy za stosowne, jako związek, który poważnie traktował ideę wolności, żeby taki plebiscyt zorganizować.

Plebiscyt odbył się w czerwcu 1981 r. Wzięło w nim udział ponad 90 proc. mieszkańców, z czego 86 proc. było za powrotem do województwa katowickiego, czyli na Śląsk. Była to wielka sprawa.

Wspominając stan wojenny w naszym powiecie , nie można zapomnieć o kilku postaciach.

W swych wspomnieniach Cyroń wymienia następujące osoby, podkreślając ich wkład w działalność opozycyjną: Huberta Niglusa, Kazimierza Kroguleckiego, Piotra Klimeckiego - pracownika Lentexu, Czesława Okwiekę i Jana Lewandowskiego z Energoserwisu.

- 14 grudnia w Energoserwisie był strajk, tego samego dnia miała miejsce pacyfikacja - ZOMO i wojsko rozwalili bramy, weszli do środka . Załoga po rozmowie z dyrektorem Lewandowskim zrezygnowała ze strajku. Obiecano, że nikomu nic się nie stanie, tymczasem kilku kolegów na parę miesięcy spędziło w więzieniach: Aleksander Wojciechowski, Teresa Brol, Jan Andrzejewski. Ludwik Okwieka nie siedział, uciekł i ukrywał się do 22 lipca 1983 r. To był wielki, niesamowicie odważny człowiek - podkreśla Cyroń.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto