Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Józef Prandzioch z Lublińca dla kina był w stanie poświęcić wszystko. To wciąż jego wielka miłość

Monika Piosek
Józef Prandzioch z Lublińca całe swoje życie poświęcił pracy w kinie. Nie było lekko, kokosów też z tego nie było, ale pytany, czy wybrałby inny zawód, bez zastanowienia odpowiada "nie".

Józef Prandzioch urodził się 31 lipca 1936 r. w Lubecku. Swoją pierwszą pracę podjął w 1952 r. w Zakładzie dla Głuchoniemych w Lublińcu, jednak dzięki pomocy tamtejszych pracowników, swoje życie zawodowe, a po części również rodzinne, związał z kinem.

Od 1955 r. udzielał się w kinie "Kometa", które w latach 50. było główną instytucją kultury w Lublińcu. Początkowo pracował tam hobbistycznie, jednak już rok później został przyjęty na etat pomocnika kinooperatora.

Zanim to się stało musiał przejść specjalny kurs który odbywał się w Katowicach. - Przez pół roku, pociągiem o 5:18 rano, jeździłem na kursy kwalifikacyjne II i III stopnia. Zezwolenie pierwszej kategorii, dzięki któremu mogłem samodzielnie obsługiwać aparaturę do wyświetlania filmów, uzyskałem w 1960 r.- wspomina pan Józef.

Pierwszym wyświetlonym przez niego filmem była komedia "Alibaba i czterdziestu rozbójników." W latach 1957-58 pracował dodatkowo w kinie ruchomym, które odwiedzało różne miejscowości powiatu lublinieckiego.

Nawet podczas służby wojskowej zajmował się prowadzeniem radiowęzła i sali kinowej w swojej jednostce.
Po zakończeniu służby wojskowej powrócił do kina "Kometa", gdzie przez kolejnych dziesięć lat dostarczał rozrywki mieszkańcom Lublińca.

Od 1971 r. przeniósł się na stałe do kina "Karolinka" w nowo wybudowanym Miejskim Domu Kultury.
Doświadczony kinooperator przyznaje, że aby obraz mógł ukazać się oczom widzów należało się porządnie napracować.

Pociągi towarowe z Katowic przywoziły 40-kilogramowe skrzynie ze szpulami, na których nagrane były filmy. Skrzynie te należało odebrać z dworca i przewieźć do budynku kina.

Przed umieszczeniem filmu w specjalnym projektorze, pracownik kina musiał ręcznie sprawdzić około 200-400 metrów taśmy. Chodziło o to, aby uszkodzona taśma nie trafiła do projektora ponieważ jej przerwanie podczas procesu wyświetlania filmu mogło skutkować pożarem.

- Znam operatora, który spłoną żywcem w kabinie - opowiada pan Józef i pokazuje zdjęcia na których widać specjalne zabezpieczenia antypożarowe. Były to małe okienka bezpieczeństwa, które na wypadek zapalenia się projektora miały zatrzasnąć się i w ten sposób ochronić ludzi znajdujących się na widowni.

Praca ta, jak wspomina, była trudna i nieopłacalna, a wbrew pozorom wręcz niebezpieczna. Wielu operatorów rezygnowało po kilku miesiącach, on jednak tak ją pokochał, że nie było o tym mowy.

- Ciągle nie było mnie w domu. Seanse odbywały się rano, po południu i wieczorem. Jeździłem również na zastępstwa do Kalet czy Dobrodzienia. Na dodatek, żeby związać koniec z końcem pracowałem na etacie kierowcy w lublinieckim zakładzie psychiatrycznym - opowiada.

Mimo iż nawet jego żona namawiała go do rezygnacji z tej pracy, wytrwał w niej 40 lat. Obecnie pan Józef jest na emeryturze i swój czas poświęca na spisywanie wspomnień z dziejów jego rodziny.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto