Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Stargardzie doszło do nielegalnej wycinki około 300 drzew. Oskarżony o jej zorganizowanie jest znany były sportowiec. Ruszył proces sądowy

Redakcja
Dziś, w Sądzie Rejonowym w Stargardzie, rozpoczął się proces w bulwersującej sprawie. Chodzi o nielegalną wycinkę kilkusetletnich nawet drzew z parków podworskich w Kluczewie. O jej zorganizowanie oskarżona jest znana w Stargardzie postać, były sportowiec i trener. Ma postawiony zarzut kradzieży, za co grozi mu do 5 lat więzienia. W sądzie wyszło na jaw, że odpowiedzialny za nadzór tego terenu miejski urzędnik miał informację o rozpoczętej nielegalnej wycince, ale nie udało mu się tego sprawdzić, gdyż w parku było błoto po deszczu i obszedł go tylko dookoła.

Przez 4 godziny sędzia Ryszard Bitner słuchał dziś zeznań świadków w sprawie. Oskarżony, który do winy się nie przyznaje i odmówił w śledztwie składania zeznań, nie zjawił się w sądzie. Jego obrońca, adwokat ze Szczecina, tłumaczył to niepodjęciem przez niego sądowego zawiadomienia, co wynikać miało z konfliktu z - od 2 już lat byłą - żoną.
Stawili się za to kluczowi świadkowie.

Zarzut, to nielegalna wycinka, z zamiarem osiągnięcia korzyści majątkowej, dębów, jesionów, buków i innych drzew, z terenu po byłym lotnisku, w okresie od kwietnia do 19 lipca 2017 roku.

Kwalifikacja z kodeksu karnego to zwykła kradzież, za co grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.

Było to działanie na szkodę Stargardzkiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, które jest administratorem tego terenu, należącego do miasta.

Jak wynika z zeznań świadków, niczego nieświadomym koordynatorem wycinki był wieloletni znajomy oskarżonego, a rolę kierowcy dla osób prowadzących wycinkę pełniła jego żona. Wszyscy od oskarżonego słyszeli, że na wycinkę są potrzebne zgody, a jej celem jest przygotowanie terenu pod budowę kolejnej fabryki.

Gdyby wiedział, że jest nielegalne

Jako pierwszy zeznawał szef dolickiego tartaku. Opowiadał, że dostał od byłego stargardzkiego sportowca propozycję przetarcia głównie jesionowego drewna, które jest już ścięte i gotowe do zabrania z terenu byłego lotniska w Kluczewie.
Zgodził się, z zastrzeżeniem, że drewno zabierze od razu, ale przetrze jest za jakiś czas, bo ma dużo pracy.

Zwiózł ok. 60 kubików, miał dostać 100 zł za przetarcie jednego plus pieniądze za transport.
- Gdy wiozłem ostatni kurs, na plac przyjechała policja - zeznawał. - Byłem przekonany, że wiozę legalne drewno. Oskarżony mówił, że to jego drewno, że w domu ma wszystkie papiery. Że mają wyciąć wszystko w pień, bo ma tam powstać fabryka. Jeszcze po zatrzymaniu zapewniał, że wszystko jest ok. To drewno było dużej wartości. Gdybym wiedział, że jest nielegalne, nigdy bym się tego nie podjął.

Pan sobie siedzi, a tu trwa wycinka!

Kolejnym świadkiem był dyrektor wydziału gospodarki nieruchomościami w stargardzkim magistracie, któremu podlega teren po byłym lotnisku w Kluczewie. Twierdzi, że nawet po pracy jeździ tam rowerem, by mieć nad nim pieczę.
- To bardzo rozległy i trudny do upilnowania teren - podkreślał. - Dzieją się tam różne, ciekawe i nieciekawe, rzeczy. Na początku maja dostałem informację od mieszkańca o nielegalnej wycince drzew w dwóch parkach podworskich, w byłych wsiach Burzykowie i Słotnicy. Mówił "pan sobie siedzi, a tu trwa wycinka!". Stwierdziłem wycinkę pojedynczych drzew, prawdopodobnie przez okolicznych mieszkańców na opał. To nie były kilkusetletnie, ale kilkudziesięcioletnie drzewa. W Słotnicy na otulinie parku nie było żadnej nielegalnej wycinki, ale nie wchodziłem do środka parku, bo to był deszczowy czas i było błoto po deszczu. W czerwcu też nie stwierdziłem nielegalnej wycinki.

Urzędnik dopiero w lipcu natknął się na wóz z dłużycą pełną jesionowych pni. Na drodze leżało jeszcze ok. 40 pni przygotowanych do wywózki. Powiadomił o tym sekretarza miasta oraz wiceprezesa STBS. Na miejsce wezwana została straż miejska oraz policja.
- Miałem przy sobie kamerę, ale nie zdążyłbym nagrać odjeżdżającego wozu z drewnem, zapamiętałem więc jego numery rejestracyjne i zapisałem je na ziemi, żeby nie zapomnieć - opowiadał dyrektor z UM Stargard.

Po sprawdzeniu okazało się, że nielegalnie wyciętych zostało aż 315 drzew, których obwody sięgały do 4 metrów! Kilkusetletnie jesiony, dęby, buki, a także dwa platany. Z najstarszych drzew zostały tam tylko dwa najpotężniejsze dęby oraz cis, które nie mają wartości tartacznej ze względu na próchnicę i skazy. Stwierdzono też, że wycinka poprowadzona była fachowo.

- Czy miasto odzyskało część drewna? - pytał przewodniczący Ryszard Bitner.
- Dwadzieścia kilka pni sprzedano w drodze publicznego przetargu, także drewno odzyskane z tartaku w Dolicach sprzedano w drodze przetargu kilka miesięcy temu - odpowiadał szef wydziału gospodarki nieruchomościami UM Stargard.

Myślał, że wycinka jest "na legalu"

Następny świadek w zamian za gałęzie do palenia miał sprzątać miejsce wycinki, która jak był przekonany, była "na legalu". Kolejny miał za zadanie wynoszenie i rąbanie ściętego drewna.
- To była praca dorywcza, bez umowy - wyjaśniał.
Kolejny pracownik wspominał o wycince dębów, jesionów i buków, które "wskazywane były ręką", nie oznaczane. Na miejscu wyrabiane było z nich drewno kominkowe. Za pracę dostawał 70-100 zł dniówki.
- Oskarżony i żona znajomego wozili to drewno i sprzedawali jako kominkowe - zeznawał. - Od tego znajomego dowiedziałem się, że wycinka była nielegalna.

Na świadka wezwany został też członek klubu MotoBoyz, który stworzył tor motocrossowy na działce przylegającej do tej, gdzie prowadzona była nielegalna wycinka.
- W dniu, gdy przechwycony został transport nielegalnie ściętych drzew do tartaku, zadzwonił do mnie oskarżony, którego znam od kilku lat, z prośbą czy możemy powiedzieć, że ta wycinka prowadzona była dla naszego klubu - zeznawał. - Dlaczego to by miało być podpięte pod klub?! Już w czerwcu widzieliśmy taki transport. Wtedy on mówił, że są na to zgody z miasta i że czyszczą teren pod inwestycję. Widzieliśmy też jego ulotki z reklamą sprzedaży drewna kominkowego.

Inny pracownik wycinki mówił w sądzie, że zajmował się składaniem gałęzi, z których nieraz rozpalane było na byłym lotnisku ognisko. Jeszcze inny miał się wycofać po kilku dniach, bo "poszło echo, że były lewe faktury".

Ja można być tak perfidnym?!

Godzinę zeznawała żona byłego znajomego oskarżonego, która pod jego naciskiem zwolniła się z pracy, by pełnić rolę kierowcy dla męża i innych pracujących przy wycince.
- Mąż kolegował się z nim od dziecka - wspominała. - Zaproponował inną pracę mojemu szwagrowi, a mężowi, by zorganizował tę wycinkę. Dostawał za to drewno do kominka i pieniądze, w sumie 10-15 tys. zł. Były faktury, były ulotki, nie wiedzieliśmy, że wycinka jest nielegalna. Mąż by nigdy bez papierów nie pracował! Ja musiałam jeździć samochodem, bo mąż nie ma prawa jazdy, a
oskarżony był albo pijany albo zajęty pracą jako trener. Dwa razy byłam z nim w urzędzie miejskim, niby podpisywać papiery. Nie myśleliśmy, że to może być nielegalne. Po zatrzymaniu transportu on do nas wydzwaniał, był wystraszony. Byliśmy u niego w wynajmowanym mieszkaniu. Na komputerze miał otwartą stronę z informacjami "co grozi za nielegalną wycinkę drzew". Nie mogę do dziś pojąć jak można być tak perfidnym człowiekiem!

Na kolejnej rozmowie żona byłego kolegi oskarżonego była sama i ją nagrała. Nagranie jest dowodem w sprawie. Oskarżony namawiał ją do odmowy składania zeznań i wyjaśnień.

Zeznawać mają jeszcze kolejni świadkowie, m.in. koordynator wycinki.

Nie wiadomo jednak czy sędzia Bitner nadał będzie prowadził tę sprawę. Adwokat oskarżonego złożył wniosek o wyłączenie sędziego. Powodem jest fakt, że w trakcie postępowania przygotowawczego sędzia Ryszard Bitner podjął decyzję o zastosowaniu wobec podejrzanego środków zapobiegawczych (zakaz opuszczania kraju, zakaz kontaktowania się), tłumacząc to wysokim prawdopodobieństwem popełnienia zabronionego czynu. Według obrońcy, oznacza to zajęcie stanowiska w sprawie.

Zobacz też wideo: pokaz motocyklowego driftu na byłym lotnisku w Kluczewie
Wideo (ech)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Stargardzie doszło do nielegalnej wycinki około 300 drzew. Oskarżony o jej zorganizowanie jest znany były sportowiec. Ruszył proces sądowy - Głos Szczeciński

Wróć na stargard.naszemiasto.pl Nasze Miasto