Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karolina Pilarska, Lider Roku 2014 w powiecie lublinieckim mówi o swej pasji, planach i marzeniach

AKC
Fot. WKB Meta Lubliniec
Lider Roku 2014 w powiecie lublinieckim to osoba znana w swoim środowisku ze sportowego zacięcia, wojskowej dyscypliny, pasji i ambicji. Sukcesy, którymi może się pochwalić nie przychodzą jednak same. Jak do nich dochodziła i jak walczy o kolejne? Przeczytajcie wywiad z Karoliną Pilarską.

Tytuł Lidera Roku 2014 kolejny sukces na Pani koncie. Przez te wszystkie lata biegania, sporo tych sukcesów się uzbierało. Jest jeden, szczególnie ważny?
Tytuł Lidera Roku 2014 w powiecie lublinieckim nie jest jedynie moim indywidualnym zwycięstwem, jest to dokonanie całego klubu WKB Meta, któremu dedykuję sukces i wszystkim aktywnym członkom. Przy okazji chciałabym podziękować wszystkim za wsparcie i liczne głosy: rodzinie, przyjaciołom, sympatykom klubu. A jeśli chodzi o szczególnie ważne osiągnięciem było nim wygranie XIII Biegu Przełajowego "O Nóż Komandosa" w 2009 r.

Dlaczego akurat tego?
Od zawsze, będąc jeszcze małą dziewczynką, marzyłam o zwycięstwie w tym prestiżowym dla mnie biegu. Jako dziecko zajmowałam jedynie miejsca w drugiej dziesiątce, dlatego już wtedy postawiłam sobie swój pierwszy cel: wygrać w przyszłości jako seniorka "Nóż Komandosa". Kolejnym bardzo istotnym dla mnie sukcesem było powołanie do kadry Polski w biegach górskich, reprezentując Polskę na Mistrzostwach Świata w Szwajcarii w 2008 i Mistrzostwach Europy w Austrii w 2009, 2. miejsce w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski w biegu alpejskim w Międzygórzu w 2009 roku, a także medale Mistrzostw Śląska, wysokie miejsca na Mistrzostwach Polski oraz zdobycie klasy mistrzowskiej w biegach górskich i pierwszej klasy sportowej w półmaratonie i 10000m.

Od wygrywania można się uzależnić?
Dla mnie wygrana nie jest celem samym w sobie. Zależy jak rozumieć sukces: dla jednych będzie to wygrywanie wszystkich zawodów, dla innych będzie to znów ukończenie zawodów i pokonanie własnych słabości. Osobiście nie czuję się uzależniona od wygrywania, ponieważ nie zawsze wygrywam. Nie jeżdżę na zawody, w których uczestniczą zawodniczki wypadające słabiej w statystykach niżeli ja, lecz startuję na zawodach prestiżowych, rangi Mistrzostw Śląska i Mistrzostw Polski, w których startują najlepsze biegaczki w kraju przez co nie mam nigdy pewności, która będę w rankingu. Uzależnieniem moim można nazwać ciągłą chęć ustanawiania nowych rekordów życiowych.

Jak właściwie zaczęła się Pani przygoda z bieganiem?
Moja przygoda biegowa rozpoczęła się w rodzinnym Koszęcinie. Już w szkole podstawowej i gimnazjum wyróżniałam się wśród rówieśników. Uwielbiałam sport, lekcje wychowania fizycznego, uczęszczałam na wszystkie zajęcia dodatkowe związane ze sportem. Rodzice zaczęli jeździć ze mną i siostrą na lokalne biegi dla dzieci m.in. w Lublińcu i Strzebiniu. Zawsze powtarzali nam, że ważny jest udział, a nie sama wygrana. To właśnie w Strzebiniu zauważył mnie mój pierwszy trener Jarosław Ryszard Gondek i zaproponował przystąpienie do egzaminów wstępnych do IV Liceum Ogólnokształcącego im. H. Sienkiewicza w Częstochowie o profilu sportowym. Mimo wielu wątpliwości, za namową i wsparciem rodziców, i nauczycielki wychowania fizycznego, pani mgr Grażyny Brodackiej, zdecydowałam się zaryzykować i pójść w nieznane.

I zdecydować się na opuszczenie rodzinnego gniazda?
Tak, wiązało się to także z mieszkaniem w internacie i rozłąką z rodziną. Będąc już zawodniczką klubu CKS Budowlani Częstochowa, przyjechałam na Bieg Noworoczny do Lublińca, gdzie poznałam WKB Meta, a także mojego życiowego partnera, który jest także moim partnerem treningowym, jak również niezłym motywatorem. Kończąc liceum, skończył się również pewien etap życia. Trzeba było znów dokonać wyboru decydującego o dorosłym życiu.

I tak trafiła Pani na AWF?
Bardzo chciałam zostać nauczycielką wychowania fizycznego, ale również pociągał mnie mundur. Ostatecznie wylądowałam na AWF im. Jerzego Kukuczki w Katowicach, a także rozpoczęłam naukę w lublinieckim studium medycznym. Od 2006 roku jestem oficjalnie zawodniczką Wojskowego Klubu Biegacza Meta Lubliniec. W klubie pomoc trenerską zaproponowali mi na początku Mirosław Szraucner, a następnie Rafał Gniła, dzięki któremu zaczęłam osiągać pierwsze znaczące sukcesy. Następnie trafiłam pod skrzydła olimpijczyka z Aten, Michała Bartoszaka, poprawiając także wyniki sportowe. Aktualnie trenuję z Adamem Draczyńskim, Wojskowym Mistrzem Świata w maratonie w Carpi. Ogromne znaczenie wywarła na mnie postać byłego prezesa klubu, Zbigniewa Rosińskiego, który jest moim mentorem do dnia dzisiejszego. Cieszę się, że miałam szczęście poznać tylu fantastycznych ludzi na swojej drodze, bo dzięki nim jestem w tym miejscu sportowym, w którym obecnie się znajduję.

Sport wymaga dyscypliny. Jak wygląda Pani dzień, jakich wyrzeczeń wymaga bieganie?
Sport jest czymś wspaniałym, jednak wymaga wielu poświęceń. Moje życie jest podporządkowane reżimowi treningowemu. Trenuję codziennie przez cały rok, nawet w święta. Jeśli jestem już w bardzo mocnym treningu lub na obozie, to trenuję 2 razy dziennie z łącznym kilometrażem około 30-32 km dziennie, natomiast trenując raz dziennie pokonuję około 17 km - niezależnie od warunków atmosferycznych i samopoczucia. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że bieganie jest proste, zakładam buty i idę biegać po lesie. Jednak są to specjalistyczne treningi i każdy się od siebie różni. Raz w tygodniu jeżdżę na stadion lekkoatletyczny w Częstochowie i wykonuję trening szybkościowy w kolcach, pozostałe treningi wykonuję w Lublińcu. Moim ulubionym miejscem do treningów w Lublińcu jest Trasa Zająca, gdzie wykonuję pozostałe akcenty treningowe m.in. wytrzymałość szybkościową, drugie zakresy, siłę biegową i długie wybiegania aż na Kokotek. 2 razy w tygodniu chodzę na halę, gdzie wykonuję ćwiczenia siłowe i ćwiczenia na płotkach lekkoatletycznych. W ciągu roku, po zakończonym sezonie mam 3-4 tygodni wolnego od biegania, jest to tzw. roztrenowanie. W tym czasie doprowadzam swój organizm do ładu, korzystam z kriokomory, zabiegów rehabilitacyjnych, masaży i odpoczywam psychicznie od biegania. Mimo że kocham bieganie najbardziej na świecie, mój organizm musi nabrać siły na kolejny sezon biegowy. Warto zauważyć, że każdy sport jest także wyrzeczeniem finansowym i nieustanną inwestycją.

Jak radzi sobie Pani z trudnościami dnia codziennego sportowca? Domyślam się, że może liczyć Pani na wsparcie klubu?
Klub dostaje dotacje z Urzędu Miasta na imprezy organizowane dla społeczności: Bieg Katorżnika, Bieg "O Nóż Komandosa", Maraton Komandosa oraz Bieg Niepodległości, które stały się wizytówką Lublińca i promują nasz region w całej Polsce i zagranicą. Te dotacje nie obejmują finansowania zawodników. Mimo to zgłaszają się sponsorzy, którzy chcą wesprzeć klub. Dlatego udział w Mistrzostwa Polski finansuje klub, dzięki sponsorom. Każdy członek ma opłaconą licencję PZLA oraz ubezpieczenie, a najlepsi zawodnicy Mistrzostw Śląska i Polski dostają nagrody. Myślę, że duże znaczenie ma tutaj wzorowe zarządzanie klubem. Koszty związane z codziennością sportowca muszę pokryć sama tj. sprzęt sportowy, odżywki, rehabilitacja, opłacenie trenera, koszty dojazdów i nocleg na zawodach, koszty dojazdów na treningi oraz pokrycie kosztów związanych z wyjazdami na obozy. Aktualnie nie posiadam sponsora, choć na mojej drodze były osoby, które bezinteresownie pomagały mi finansowo m.in. Jan Stasiczek oraz Kazimierz Szwedziński. Ponadto należą się słowa podziękowania pani Marioli Kurek, która nieustannie dba o moje zdrowie.

Jest Pani absolwentką AWF-u, przez kilka lat uczyła Pani w szkole. Niedawno zdecydowała się Pani na zmiany. Skąd taka decyzja i dlaczego ten, a nie inny kierunek rozwoju zawodowego?
Tak, uczyłam w kilku szkołach. Choć było to spełnieniem moich dziecięcych marzeń, szczerze powiedziawszy nie jest to łatwy kawałek chleba, jednak praca ta dawała mi dużo satysfakcji. Pewnie podążałabym dalej tą drogą, gdyby nie brak perspektyw pracy współczesnych, młodych nauczycieli. W związku z tą patową sytuacją musiałam zacząć myśleć przyszłościowo. Nie pozostało mi nic innego jak realizacja swoich mundurowych marzeń. Będąc instruktorem lekkiej atletyki wciąż prowadzę nieodpłatne zajęcia dla młodych adeptów biegania, co daje mi poczucie, że moje wykształcenie i doświadczenie nie poszło na marne. Jestem szczęśliwa, że mogę zaszczepić bakcyla biegowego zarówno tym młodszym, jak i starszym. Jednak nic nie dzieje się bez przyczyny.

Chyba nie przesadzę, ryzykując stwierdzenie, że WKB Meta Lubliniec to dla Pani druga rodzina?
To prawda. WKB Meta Lubliniec to dla mnie druga rodzina. Mam tutaj w klubie wiele osób, na których mogę polegać, którzy mocno mi kibicują i bardzo wspierają. Gdyby mnie kilka lat temu klub "nie przygarnął", nie miałabym tak ciekawego życia. Bardzo to doceniam, dlatego staram się jak najwięcej z siebie dawać dla dobra klubu. Dzięki organizowanym biegom, tym mniejszym i większym jesteśmy zgraną grupą ludzi, którzy dobrze czują się w swoim towarzystwie, spędzając aktywnie i kreatywnie czas, zachęcając przy okazji miejscową społeczność do wyjścia z domu i cieszenia się małym szczęściem.

Na zakończenie muszę spytać o najbliższe plany i o marzenia - te prywatne i osobiste?
Najbliższy start to już 28 lutego Mistrzostwa Śląska w przełajach w Mysłowicach. I oczywiście planowane na ten rok starty w Mistrzostwach Polski i Śląska Sportowe. Myślę, że kilka marzeń ważnych dla mnie już się spełniło. Mam jeszcze takie dwa: przebiec "dychę" w 34:59 i zdobyć choć jeden seniorski Medal Mistrzostw Polski i będę spełnionym sportowcem. Prywatne: po prostu szczęśliwa i zdrowa rodzina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto