Dzień pana Zygmunta Dyli, dróżnika przejazdowego z posterunku 151 w Lublińcu pozornie wydaje się potwornie nudny, bo co porywającego może być w 12-godzinnych dyżurach, podczas których tak naprawdę niewiele się dzieje. Owszem, praca to odpowiedzialna, ale o określeniu "fascynująca" zdecydowanie nie ma mowy.
Nasz bohater z nie skrywanym entuzjazmem zapewnia, że kocha to co robi, a kolej jest całym jego życiem. W zasadzie trudno mu się dziwić. Sam jest dróżnikiem, jego żona dyżurną ruchu, a na dodatek mieszkają w mieszkaniu kolejowym na dworcu w Kochanowicach. Jakby tego było mało, w wolnych chwilach pan Zygmunt robi zdjęcia pociągów i wykonuje ich tekturowe modele.
- Latem polowanie nad nadjeżdżający pociąg to przyjemność. Zimą jest trudniej, niekiedy trzeba wyposażyć się w narty, by dostać się bliżej torów. Mam jednak to szczęście, że moja żona jest dyżurną, więc daje mi czasem cynk, jaki pociąg będzie nadjeżdżał - śmieje się pasjonat kolei.
Zdjęcia robi, bo to lubi, ale nie tylko. Otóż dzięki fotografiom może wiernie odtworzyć elementy, które później przenosi na papier i udoskonala nimi swoje modele. A składa je już od 1977 r. - Przygoda z modelarstwem zaczęła się, jeszcze gdy byłem w 2 klasie szkoły podstawowej. W tamtych czasach był tylko "Mały modelarz", który ukazywał się raz w miesiącu i niełatwo było go dostać. Gdy się to udało, człowiek był szczęśliwy - mówi dróżnik.
Z czasem pojawiły się inne składanki. Jak każdy chłopiec, ale i młody mężczyzna, pan Zygmunt interesował się przede wszystkim modelami militarnymi. Od 10 lat kierunek jego zainteresowania jest tylko jeden. - Na początku robiłem pojedyncze pociągi, później już składy, które wykonują w skali 1:52. Gotowe elementy modeli wykonane są w skali 1:87. Skanuję je więc, powiększam, rysuję dodatkowe elementy, drukuje to wszystko i składam - wyjaśnia pan Zygmunt.
Choć brzmi to całkiem banalnie, to zapewniamy, że takie nie jest. Robione przez pana Zygmunta modele wyposażone są w najdrobniejsze szczegóły. Zaglądając przez okno miniaturowego pociągu, zobaczymy w środku siedzenia, a nawet malutkie półeczki. – Nie zawsze modele mają wyposażenie, a chcąc je samemu dorobić, jeżdżę po muzeach, skansenach i odtwarzam szczegóły – mówi pan Zygmunt.
Swoją pasją nie udało mu się zarazić dwóch synów. Hobby taty wydaje im się zbyt nudne i zbyt żmudne. Faktycznie, 100 godzin spędzone nad tworzeniem jednego modelu wydaje się obłędem. Ale prawdziwego pasjonata zrozumie tylko drugi pasjonat. – Mam kilku kolegów, którzy zajmują się modelarstwem. Gdy spotykamy się w naszym wąskim, męskim gronie, mówimy tylko o modelach – przyznaje dróżnik.
Choć jego żona nie dzieli fascynacji męża, to ją toleruje. Poniekąd jest jej na rękę. – Z natury nie jestem spokojnym duchem. Jednak gdy składam modele, jestem oazą spokoju. Nawet gdy później trzeba posprzątać – żartuje pan Zygmunt.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?