18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zosia Kaczmarczyk z Kaliny nigdy nie będzie w pełni sprawna. Ale może widzieć [FOTO]

Aneta Kaczmarek
Zosia Kaczmarczyk z Kaliny ma szansę widzieć
Zosia Kaczmarczyk z Kaliny ma szansę widzieć Fot. ARC Rodziny
Zosia Kaczmarczyk z Kaliny ma 17 miesięcy. Znaczną część swego krótkiego życia spędziła w szpitalach. Dziewczynka ma uszkodzony mózg. Nigdy nie będzie chodzić, ale ma szansę, by widzieć.

Zosia Kaczmarczyk urodziła się 3 sierpnia 2012 r. w 32. tygodniu ciąży z sepsą, zespołem zaburzeń oddechowych, nadciśnieniem płucnym, niedokrwistością. Jak przyznali sami lekarze - dawno nie widzieli tak zakażonego dziecka.

Dziewczynka była w bardzo ciężkim stanie ogólnym. Lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie. Sepsa spowodowała obustronny wylew krwi do mózgu, perforację żołądka, zapadnięcie płuc dziecka.

W szpitalu UJ w Krakowie na oddziale neonatologii otrzymała profesjonalną pomoc. Po ustabilizowaniu stanu dziecka, przewieziono je do Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. Tam zoperowano żołądek.

Na intensywnej terapii Zosia dostawała leki tłoczone pompą. Niestety była na tyle osłabiona, że we krwi wykryto gronkowca skórnego. To oznaczało kolejną sepsę i kolejne dni oczekiwania na działanie antybiotyków. Rodzice Zosi znów musieli przygotować się na najgorsze. Na szczęście lek zadziałał.

Zosi założono zbiornik Rickhama w celu odciągnięcia zabrudzonego krwią płynu mózgowo-rdzeniowego, ponieważ po wylewie doszło do wodogłowia. W październiku po raz dziewczynka "zobaczyła" swoją starszą o 3 lata siostrzyczkę, dom, zabawki, łóżeczko. Radość nie trwała jednak długo.

W grudniu rodzice Zosi zostali wezwani na oddział neurochirurgii, ponieważ mimo że wodogłowie zostało opanowane, to jednak ze zbiornikiem nie można żyć.

- Gdy pojechałam po nią na salę pooperacyjną odetchnęłam z ulgą, bo operacja przeszła bez komplikacji - wspomina Klaudia Anzorge-Kaczmarczyk. Ale i tym razem radość była przedwczesna.

- Noc spędzona na oddziale była jedną z najgorszych w naszym życiu - opowiada. Dziecko nieustannie płakało, wymiotowało, gorączkowało. Okazało się, że nie radzi sobie z różnicą ciśnienia, jakie powstało w głowie po usunięciu zbiornika. Założono go ponownie.

Z posiewów płynu mózgowo-rdzeniowego wyhodowano gronkowca skórnego. 24 grudnia doszło do pierwszego napadu padaczki.

- To było straszne. Leżała taka maleńka, jej ciało drgało, usta były sine, zaciśnięte, a kącikiem szła piana. Stałam nad nią i wyłam z rozpaczy i bezsilności - mówi pani Klaudia. W tym dniu miała jeszcze 9 takich napadów. W końcu zlecono lek na stałe.

Po kolejnym miesiącu życia na oddziale, strachu, bezsilności, oczekiwaniu, Zosię wypisano. Na dwa dni przed wizyta u neurologa, zaczęła wymiotować. Posiewy wykazały nawrót zakażenia centralnego układu nerwowego. Po dwóch dniach zakażenie przeszło na krew i układ moczowy. Bakteria zżerała ją całą.

Wkrótce okazało się, że Zosia nie widzi kompletnie nic, nie ma nawet poczucia światła. Z końcem maja zrobiono jeszcze rezonans magnetyczny. - Wynik zrównał nas z ziemią. Mózg uszkodzony w 70 proc. Ból czułam wszędzie, serce mi krwawiło, rozpadając się na kawałki, było mi słabo. Skoro jednak Zosia ma siłę walczyć o życie, my musimy walczyć o to, by było jak najlepsze - mówi mama dziewczynki.

Perspektywy i potrzeby

Ponieważ to, że Zosia nie widzi jest wynikiem uszkodzenia mózgu, a nie oka ani nerwu wzrokowego, dziewczynka ma szansę na odzyskanie wzroku.

Teraz ma 17 miesięcy, nadal leży, jest wiotka, nie trzyma głowy, nie uśmiecha się. Wiadomo już, że nigdy nie będzie w pełni sprawna. Jej rodzice, wpierani pomocą dziadków, rodziny i ludzi dobrej woli, walczą o to by widziała i siadała, może nawet chodziła, bo w przyszłości może to bardzo ułatwić jej życie, a rodzicom opiekę nad dzieckiem.

Zosia nie jest sama. Wpiera ja wielu ludzi. Za wszelką pomoc rodzice dziewczynki serdecznie dziękują. I proszą o więcej.
Przy ul. Niegolewskich 5 (Bal Recykling) znajduje się punkt odbioru plastiku. Oddawać można niemal wszystkie plastikowe przedmioty: PET-y, nakrętki, butelki, folię, meble ogrodowe, itp.

W zbiórkę już zaangażowało się m.in. Zakład Karny i przedszkole w Herbach, rehabilitantki dziewczynki z Rusinowic, akcję zorganizował nawet jej pediatra. Wy też możecie pomóc. Kontakt do mamy Zosi: 605-167-884.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto