Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dookoła nas maltretowane są bezbronne zwierzaki. Nie czekaj - reaguj!

IB/AKC
Ludzkie okrucieństwo, brak wyobraźni, nieświadomość, głupota - na cierpienie, które ludzie potrafią zadać zwierzętom, nie ma usprawiedliwienia. Mamy nadzieję, że relacja z dnia, który spędziliśmy w towarzystwie inspektorów lublinieckiego OTOZ Animals, złapie Was za serca i uwrażliwi na los bezbronnych istot.

Lato to piękny okres. Czas urlopów, wakacji, wycieczek i innych rozrywek. Niestety jest to też czas, w którym w zastraszającym tempie rośnie liczba zgłoszeń dotyczących porzuconych zwierząt lub też ich niewłaściwego traktowania.
Niestety słowo "niewłaściwe" to często za mało. Jeden dzień spędzony z inspektorami lublinieckiego OTOZ Animals podczas ich interwencji, pozwolił nam na własne oczy zobaczyć do czego potrafi być zdolny człowiek. Człowiek, który w tym przypadku, na to miano nie zasługuje.
Dwa psy w polu buraków, przywiązane do ziemi na krótkich łańcuchach, bezskutecznie szukające cienia. Puste miski bez wody oraz plastikowa beczka służąca za schronienie staremu i schorowanemu Harry'emu - to obraz, jaki Beata Żółkiewska i Małgorzata Tychowska widzą niemal każdego dnia. - Czasami już brak mi sił, nie wiem, ile jeszcze dam radę znieść. Nie ma dnia, żebym nie chodziła spuchnięta od płaczu, ale przecież nie możemy tego nie robić, nie możemy zostawić tych zwierzaków. Czasem mam ochotę rozerwać ludzi, którzy serwują im taki los - mówi Żółkiewska.
Widok, który zastajemy na polu w Droniowicach, trudno będzie wymazać z pamięci. Wezwany na miejsce przez policję właściciel,wyjaśnia, że nie wiedział, że tak nie można. Na szczęście nie stawia oporu i pozwala zabrać starego, schorowanego i wycieńczonego psa, który miał chronić jego buraki przed dzikami. Młodszy zwierzak, wraca na jego posesję. Inspektorki będą czuwały nad jego losem.
Z Droniowic udajemy się do Kalet, skąd przyszło zgłoszenie o maltretowanym i głodzonym psie. To co zastajemy na miejscu przekracza granice ludzkiej wyobraźni. Młody,półtoraroczny Jasio, swój żywot wiedzie na kilkucentymetrowym łańcuchu. Z głową przy ziemi, w kagańcu i w kolczatce nie może się poruszać,ani nawet napić. Jest wychudzony i skrajnie odwodniony. Dlaczego? Bo po wypiciu wody... sikał. Ale właściciel wcale nie zamierza go oddać, ustępuje dopiero policjantom.
To nie koniec interwencji. Przy obwodnicy znajdujemy porzuconą malutką sunię, prawdopodobnie ranną lub chorą. Czyżby "Babcia" na starość była ciężarem dla właściciela? I ile takich "ciężarów" jest dookoła nas? Tego nie sposób policzyć, ale wiadome jest jedno: tylko szybka reakcja i interwencja dobrych ludzi daje tym psiakom szansę na życie.

O problemie maltretowanych zwierząt z Beatą Żółkiewską z OTOZ Animals rozmawia Izabela Bajer:

Skąd w ludziach tyle okrucieństwa? Beata Żółkiewska z OTOZ Animals komentuje:
- Psy uwiązane na polu to norma u rolników. Są oni mylnie przekonani, że pies szczekaniem odstraszy dziki pustoszące pola. Niestety, nie zdają sobie sprawy, że pies w starciu z takim zwierzęciem nie ma najmniejszych szans. Często znajdujemy już tylko psią głowę.
Pomysłowość ludzka w tym zakresie nie zna granic. Psy są często porzucane z powodu starości, choroby, lub po prostu przeszkadzają w wakacyjnych wyjazdach. Uwiązane umierają z głodu i pragnienia. W przypadkach skrajnego okrucieństwa natychmiast kierujemy sprawę do sądu. Właścicielowi grozi grzywna do ok. 1000 zł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lubliniec.naszemiasto.pl Nasze Miasto